***

" ... I bardzo lubie sluchac noca gwiazd. To tak jak piecset milionow dzwoneczkow... "

poniedziałek, 10 października 2011

kulturalnie

juz od dawna nosilam sie z zamiarem, by zabrac zosie do teatru. w koncu stalo sie - warszawa, wielki swiat dla malego dziecka i wielka scena ... wybralismy sie na "Magiczny sklep z Zabawkami" do Teatru Palladium.
mialo byc troszke inaczej, ale plany zepsula nam emilka, ktora w czwartek zachorowala /zawsze to lepiej niz chora zosia, bo emilke moglismy zostawic na ten jeden dzien pod opieka babci/. tak oto w niedzielne, mrozne popoludnie znalezlismy sie w warszawie z zachwycona zoska...
uswiadomilam sobie, ze bylismy z nia tak dawno w stolicy, ze wszytsko wydalo jej sie nowe - te wielkie /i nawet okragle, szklane!/ budynki, ten wspanialy palac /prawdziwej ksiezniczki? :) /, a nawet tramwaje, autobusy /inne niz u nas - kolorystycznie rzecz jasna ;)/...
odkad wyprowadzilam sie z warszawy /a mieszkalam tam az 7 lat przeciez!/ za kazdym razem, gdy tam odwiedzamy znajomych, badz jestesmy wlasnie 'kulturalnie', to miasto mnie przeraza. wszystko dzieje sie tam jakby w przyspieszonym tempie, jakby ktos przewijal kasete w magnetofonie badz video... wszytsko pedzi. wszedzie tlum. wszytsko trzeba szybko (dlaczego?). i to mnie oczywiscie meczy...
i za kazdym razem zastanawiam sie - jak moglam tam tyle zyc i byc szczesliwa? :)))


o jednej jeszcze rzeczy zapomnialam - o setce ulotek z agencji towarzyskich w centrum miasta - pod nogami, za wycieraczkami samochodow... oczywiscie zosia nie mogla sie oprzec i podniosla jedna taka 'kolorowa karteczke', ktora ja oczywiscie kazalam wyrzucic.


- mamo, dlaczego musze wyrzucic?
- zosiu, bo to brzydka ulotka, to smiec.
- mamo, dlaczego brzydka?
- zosiu brzydka i juz, nie zbieramy smieci przeciez... (sama sie gubilam w tym co mowie, ale jakos  z zaskoczenia nie wiedzialam jak wytlumaczyc ta brzydkosc czteroletniej dziewczynce)
- mamusiu, czy ta ulotka byla brzydka, bo tam pokazywali dupcie? tak?
- tak zosiu.


moje dziecko okazalo sie madre i spostrzegawcze, a nawet madrzejsze ode mnie :)


teatr tez zrobil na zosi wrazenie. ale choc mowi "wszystko mi sie tam podobalo", to mysle, ze sam spektakl byl jedynie dopelnieniem tego "wszystkiego". fajne bylo, bo pani sprzedawla w teatrze swiecace bralsoletki (co mnie naprawde zaskoczylo!), fajnie, bo mozna bylo biegac w czasie przerwy po korytarzu, a nawet "jezdzic na kolanach".... fajnie, bo do teatru tez przyjechala druga zosia, z ktora mozna bylo pogadac w trakcie przedstawienia i ktora tez miala fioletowa swiecaca bransoletke... a wracajac zosi kupilismy opaske na wlosy "z diamentami", bardzo fajna :)


tak wiec wycieczka byla bardzo kulturalna :) zosia jadac do domu kilka razy pytala "mamo, a kiedy znow pojedziemy do tego teatru ?" i na moje pytanie, czy po jeszcze jedna bransoletke swiecaca dyplomatycznie odpowiadala "nie, na przedstawienie chce pojechac. bedzie takie jeszcze raz?"


moze faktycznie jej sie podobalo, a ja sie czepiam :)

1 komentarz: