***

" ... I bardzo lubie sluchac noca gwiazd. To tak jak piecset milionow dzwoneczkow... "

sobota, 17 grudnia 2011

klamczucha.



sobotni ranek. dzieci wstaly. maz tez... leniwie przewracam sie na drugi bok z nadzieja, ze uda mi sie polezec jeszcze w spokoju choc 15 minut...
przybiega zosia:
- mamo, ja zamkne drzwi, zeby emilka do ciebie nie przychodzila, a ty odpoczywaj...
och moje kochane male-duze dziecko! wie, ze mama zmeczona, wie, ze jak emi przyjdzie do mnie to chcac nie chcac z lozka wstane...
po chwili slysze w drugim pokoju:
- emilka idz do mamy, no idz, gdzie mamusia?


oczywiscie emilka podchodzi do zamknietych drzwi i uderza w wielki placz....
podnosze sie z lozka slyszac jak zosia klamczucha "wspolczuje" siostrze:
-... oj, zamkniete drzwi, widzisz tatus zamknal... nie placz malenka, tatus nie chcial zamknac, nie wiedzial, ze ty chcesz do mamy... tatus niechcacy tak zrobil...

środa, 14 grudnia 2011

krolowe, krolewny, ksiezniczki...



nie wierze ze zosia byla niedawno "chlopiara". ze nosila najchetniej chlopiece ubrania, ze jesli prezent to najlepiej samochod, samolot, pociag... ze jak bajki to 'tomek i przyjaciele' albo noddy (bo ma samochod i samolot, bo pan sparks ma warsztat...)... ze jak na swieta od mikolaja to nie domek dla lalek tylko garaz albo lotnisko :)


i ta oto chlopieca zoska stala sie prawdziwa ksiezniczka (jak sama mowi - a emilka jest krolewna, bo dwoch ksiezniczek nie moze byc :) )


najchetniej chcialaby wsyztsko ksiezniczkowe - arielka, aurora, kopciuszek... idole mojej czterolatki :) jest szczesliwa kiedy przyczepia plakat z mala syrenka nad lozkiem, maluje ksiezniczkowe ksiazeczki, a na dobranoc czytamy 'swiat ksiezniczek disneya', czy tez slucha bajki o dzwoneczku... (bo wrozki to takie tez ksiezniczki ;) )


no i w koncu wpadla w szal rysowania ksiezniczek i krolowych :)


ogladam prace sprzed roku i jestem zdumiona jakie postepy robi takie dziecko... :)


a tu zblizenie na ksiezniczke :) z pieknymi rzesami :)


nauczyla sie tez rysowac motylki, z czego jest bardzo dumna :)
i taka gwiazdke (tu w kole) - bardzo chciala sie nauczyc takie gwiazdki rysowac:)



i jeszcze piekny podpis ;)))))


i  jedna z ostatnich ksiezniczek :)



pamietajcie ze my wszytskie jestesmy ksiezniczkami 
i zaslugujemy na to, by traktowac nas po krolewsku :))))

sobota, 3 grudnia 2011

politycznie o smierci...



sobotni - rodzinny ;) - wieczor.
tata oglada wiadomosci.
zosia rysuje /oczywiscie! /
mama bawi sie na dywanie z emilka...


zosia: 
- mamo, slyszalas co powiedzieli w telewizji?
- coooo????
- ze alicja umarla. 
- nie alicja zosiu, tylko koalicja. i nie umarla tak naprawde, tylko, ze... przestala istniec.
- nie umarla? przeciez pani powiedziala ze umarla, slyszalam. a kto to koalicja?


probowalismy z mezem wytlumaczyc, ale wbrew pozorom takiej czterolatce wytlumaczyc co to koalicja i dlaczego "umarla" to naprawde nie jest tak prosta sprawa... ;)

piątek, 2 grudnia 2011

zima tuz tuz :)

idziemy z zosia rano do przedszkola...
- mamo, czy my mamy zapasy na zime?
-... hmmm... mamy. a wy sie teraz w przedszkolu uczycie o zapasach?
- nie, uczymy sie dobrych manier. ale pytam o zapasy. 
- a wiesz co to zapasy?
- tak, to takie co sie na zime szykuje, wiewiorki szykuja orzechy, a my przetwory. jakie my mamo mamy przetwory?
- no rozne mamy... malinki, papryke, soczki od babci stasi z malin, porzeczek...
- wiem wiem. a od babci marysi mamy takie soczki przetwory bobowity, ona takie zrobila zapasy... :)

czwartek, 1 grudnia 2011

na wszystko jest sposob...

- mamo, mamo.... - wola przerazona troche zosia pochylona nade mna. dwie sekundy wczesniej polozylam sie na dywanie....
- co chcesz zosiu?
- mamo, co ci sie stalo?
- nic... zmeczona jestem, chcialam polezec i odpoczac chwilke (mam zal do siebie bo zosik wyglada na przestaszonego).
- zmeczona jestes? bo sie nie wyspalas, tak?
- tak zosiu (fakt, nie wyspalam sie od dawna, jestem totalnie wymeczona).
- mamo, to idz juz spac, poloz sie i sie wyspij.
- nie moge zosiu, musze jeszcze cos zrobic dzisiaj zanim pojde spac...
- mamo, ja mam pomysl - wez i zrob to jutro w pracy, a dzis idz juz spac....
- super pomysl zosiu - usmiecham sie do siebie - ale wiesz, nie wszystko da sie zabrac do pracy i tam zrobic...
- nie? - zosia jest zdziwiona...
- nie :) bo na przyklad musze zrobic pranie...
- a to ty mamo w pracy nie masz pralki??????????? niech moze ktos kupi... - odpowiada najpowazniej na swiecie moja madra coreczka :)


dzis nie wyspalam sie znow :(

sobota, 26 listopada 2011

maly kombinator





- mamo, ja nie pojde w poniedzialek do przedszkola...
- a dlaczego?
- bo ja jestem zasmarkana. i pani tak powiedziala "jestes zosiu zasmarkana, nie idz w poniedzialek do przedszkola"
- tak...? (troche mnie to dziwi, fakt, jakis tam katar ma, ale nie to zeby katarzysko, ale jak pani naprawde tak mowila....) zosiu, a ktora pani tak powiedziala - ciagne dalej rozmowe.
- no... pani beatka.
- dobrze, to ja zadzwonie jutro do pani beatki i zapytam.
- mamo... nie zadzwonisz, na pewno nie masz numeru...
- mam... (bo mam ;) )
-.... hhh.... mamo, to moze juz nie dzwon, moze pojde i juz w ten poniedzialek :)




jejku, ona ma dopiero cztery latka, mala dziewczynka, bezbronna coreczka mamusi, ktora zaczyna kombinowac juz w przedszkolu....

niedziela, 20 listopada 2011

kartka urodzinowa

tym razem cos ode mnie :) tak, przyznaje, ze bardzo mi brak tego kartkowania, scrapowania, a ostatnio ciagnie mnie tez do szycia, ale dni mijaja zdecydowanie za szybko (czy tylko dla mnie?)...
udalo mi sie jednak zrobic kartke na urodziny zosiowej kolezanki z przedszkola, oczywsicie wczoraj pozna noca, pospiesznie i troche sennie... efekt nie do konca mi sie podoba, ale wyszlo jak wyszlo i dzis karteczka trafila juz do rak bianeczki :)


niestety zdjecia nie wyszly najlepiej, ze wzgl na brokatowy papier. no i z lampa robione, bo bez lampy bylo jeszcze gorzej :(




czwartek, 10 listopada 2011

zimowo



zimno dzisiaj okropnie... mialam nawet plan, by isc do pracy piechota, ale wystarczylo mi dojscie na przystanek i trzeslam sie z zimna...
wiec skoro zrobilo sie juz tak zimowo pokaze balwanka, ktorego oczywiscie jakis czas temu zosia zaniosla pani do przedszkola (najchetniej codziennie cos by nosila "w prezencie"  :) )


mielismy okazje wykorzystac sztuczny snieg, o ile zosie zachwycil, mnie troszke mniej - wiecej sprzatania, ale przede wszytskim przyklejenie nosa i oczu do sniegu okazalo sie nie lada wyzwaniem...
no, ale zoska ze wsyztskim sobie poradzi (choc troszke zepsulo to efekt koncowy, jednak liczy sie pomysl)


a oto i nasz pan balwan:




wtorek, 8 listopada 2011

konkursowo :)



o konkursie w przedszkolu wiedzialam, ale ostatnio zawsze cos na glowie, wiec tym razem sobie darowalismy... do czasu :) pani beatka - ulubiona zreszta pani w grupie zosi - zagadnela mnie, ze dlaczego jeszcze grupowa artystka nie przyniosla pracy na konkurs? tym oto sposobem wieczorem - juz kilka dni temu - powstala kolejna praca zosi. pomoglam jej jedynie odrysowujac dlonie, uzyczylam stempelki, tusze - reszta zajela sie zosia...
temat:  'przyroda pedzlem malowana' - nie do konca wiedzialam, czy to przenosnia, czy praca ma byc wykonana farbami, ale nawet sama pani nie wiedziala, wiec wykombinowalismy - technika mieszana :)


musze przyznac, ze efekt mnie zadowolil (zoske tez, choc jak sama stwierdzila - troszke sie zmeczyla :) )











niedziela, 6 listopada 2011

komplemenciara :)

zosia sie dzis wystroila - mielismy gosci. nalozyla suknie "ksiezniczki", naszyjniki, korale, pierscionki... oczywiscie brokatowe baletki takze...


gdy goscie juz poszli (a ja zajelam sie sprzataniem w kuchni ) przybiegla do mnie moja mala ksiezniczka z tekstem:


 - mamo, ja nigdy nie bede taka sliczna jak ty... 
- zosiu, ty jestes sliczna! - (naprawde mnie zaskoczyla!!!) -  jestes sliczniejsza ode mnie!!!!!  chodz, zrobie ci zdjecie, zobaczysz jaka jestes sliczna!!!!!
- nie musisz mamo, ja patrze w lusterko i widze jak wygladam. :)


:)

piątek, 4 listopada 2011

zosiowe gipsowanie

- mamo, a co to sa gipsy? jak my bedziemy robic te gipsy? co my z tych gipsow bedziemy potem robic? ja chce, ja chce ja chce.... -  krzyczala zosia widzac moje formy do gipsowania :)


i tak wkroczylismy w okres swiateczny :) na razie na probe, pierwsza proba robienia odlewow kolo 21szej, malowanie o 7 rano... ale zosia zachwycona, wiec pewnie ciag dalszy nastapi :)


p.s. zupelnie nie radze sobie - jak zrobic dziureczki na nitke w tych figurkach? bo docelowo to ozdoby na choinke :)


piątek, 21 października 2011

jak rozpoczac i zakonczyc dzien - wg zosi :)

zgadnijcie jak moja zosia rozpoczyna i konczy dzien? oczywiscie od rysowania, malowania, wycinania, wyklejania... ciesze sie bardzo, ze wykazuje takie duze zainteresowanie tworczymi pracami - raz, ze bede miala komu przekazac szafe moich skarbow, dwa - ze jednak moj blog bedzie tez "rekodzielniczy" - a przeciez z takim zamiarem go zakladalam :)
kazdego niemalze dnia musze zosi tlumaczyc, ze niekoniecznie dobrym pomyslem jest codzienne noszenie paniom do przedszkola swoich rysunkow, ksiazeczek, wyklejanek...
- mamo, ale jak pani beatka nie zechce to dam pani ani... a jak pani ania tez nie, to pani zosi... a jak pani zosia nie....


fakt, pan jest sporo :)


dzien nauczyciela wiec byl swietna okazja by zosia mogla zaniesc cos naprawde w prezencie :)
dopiero udalo mi sie zgrac zdjecia, bo oczywiscie laurki robione byly juz jakis czas temu.
nie bede wybierac, wrzucam wszytskie, choc mysle, ze zgadniecie ktora jest dla ulubionej pani :)








w srodku znalazl sie podpis od szablonu rzecz jasna :)


bo zosia uwielbia wszelkie szablony do odrysowywania - tu literkowy :)


p.s. alfabet norweski, bo oczywiscie z 'mojej szafy skarbow' :)


dodam, ze moja zosia wykazuje tez zainteresowanie architektura :)


serdecznie pozdrawiam w ten mrozny dzien i zycze milego weekendu :)




wtorek, 18 października 2011

jakie madre te przedszkolaki :)

- zosiu, chodziliscie dzis na spacerek?
- tak, nie bylismy na placu zabaw, ale na spacerku.
- bo teraz zosiu juz jest zimno, to bedziecie w parach spacerowac, nie bedziecie na plac chodzic...
- no, bo my mamo mamy teraz prawo jazdy...
- co macie?
- prawo jazdy. bo przedszkolaki znaja tylko dwa znaki. to musimy chodzic, oglada i sie uczyc.
- a jakie juz znasz znaki?
- no taki dla pierwszych i stop.
- :) aaaa... przejscie dla pieszych, tak? a ten stop jak wyglada?
- no to taki trojkat, zolty. a na nim dzieci biegna. to wlasnie stop jest, nie wiedzialas?


:) :) :)

moja mala artystka

jednak blog bedzie troszke artystyczny :) moja zosia coraz chetniej rysuje, maluje wycina... i jak tylko ma okazje to wykonuje laurki :)
na plus - ze wedlug wlasnego pomyslu :) pomine fakt ze zapomniala (a raczej nie zdazyla!) dorysowac wlosow, mnie zaskoczylo drzewko serduszkowe :) i jak zawsze rozczulil kotek :)


laurka na urodziny naszej niani :)



poniedziałek, 10 października 2011

kulturalnie

juz od dawna nosilam sie z zamiarem, by zabrac zosie do teatru. w koncu stalo sie - warszawa, wielki swiat dla malego dziecka i wielka scena ... wybralismy sie na "Magiczny sklep z Zabawkami" do Teatru Palladium.
mialo byc troszke inaczej, ale plany zepsula nam emilka, ktora w czwartek zachorowala /zawsze to lepiej niz chora zosia, bo emilke moglismy zostawic na ten jeden dzien pod opieka babci/. tak oto w niedzielne, mrozne popoludnie znalezlismy sie w warszawie z zachwycona zoska...
uswiadomilam sobie, ze bylismy z nia tak dawno w stolicy, ze wszytsko wydalo jej sie nowe - te wielkie /i nawet okragle, szklane!/ budynki, ten wspanialy palac /prawdziwej ksiezniczki? :) /, a nawet tramwaje, autobusy /inne niz u nas - kolorystycznie rzecz jasna ;)/...
odkad wyprowadzilam sie z warszawy /a mieszkalam tam az 7 lat przeciez!/ za kazdym razem, gdy tam odwiedzamy znajomych, badz jestesmy wlasnie 'kulturalnie', to miasto mnie przeraza. wszystko dzieje sie tam jakby w przyspieszonym tempie, jakby ktos przewijal kasete w magnetofonie badz video... wszytsko pedzi. wszedzie tlum. wszytsko trzeba szybko (dlaczego?). i to mnie oczywiscie meczy...
i za kazdym razem zastanawiam sie - jak moglam tam tyle zyc i byc szczesliwa? :)))


o jednej jeszcze rzeczy zapomnialam - o setce ulotek z agencji towarzyskich w centrum miasta - pod nogami, za wycieraczkami samochodow... oczywiscie zosia nie mogla sie oprzec i podniosla jedna taka 'kolorowa karteczke', ktora ja oczywiscie kazalam wyrzucic.


- mamo, dlaczego musze wyrzucic?
- zosiu, bo to brzydka ulotka, to smiec.
- mamo, dlaczego brzydka?
- zosiu brzydka i juz, nie zbieramy smieci przeciez... (sama sie gubilam w tym co mowie, ale jakos  z zaskoczenia nie wiedzialam jak wytlumaczyc ta brzydkosc czteroletniej dziewczynce)
- mamusiu, czy ta ulotka byla brzydka, bo tam pokazywali dupcie? tak?
- tak zosiu.


moje dziecko okazalo sie madre i spostrzegawcze, a nawet madrzejsze ode mnie :)


teatr tez zrobil na zosi wrazenie. ale choc mowi "wszystko mi sie tam podobalo", to mysle, ze sam spektakl byl jedynie dopelnieniem tego "wszystkiego". fajne bylo, bo pani sprzedawla w teatrze swiecace bralsoletki (co mnie naprawde zaskoczylo!), fajnie, bo mozna bylo biegac w czasie przerwy po korytarzu, a nawet "jezdzic na kolanach".... fajnie, bo do teatru tez przyjechala druga zosia, z ktora mozna bylo pogadac w trakcie przedstawienia i ktora tez miala fioletowa swiecaca bransoletke... a wracajac zosi kupilismy opaske na wlosy "z diamentami", bardzo fajna :)


tak wiec wycieczka byla bardzo kulturalna :) zosia jadac do domu kilka razy pytala "mamo, a kiedy znow pojedziemy do tego teatru ?" i na moje pytanie, czy po jeszcze jedna bransoletke swiecaca dyplomatycznie odpowiadala "nie, na przedstawienie chce pojechac. bedzie takie jeszcze raz?"


moze faktycznie jej sie podobalo, a ja sie czepiam :)

poniedziałek, 5 września 2011

zosia zbiera :)



- mamo, mamo zobacz jak duzo nazbieralam klapsow!
- co nazbieralas zosiu?
-  klapsy mamo zbieram, po calym placu zabaw :)
-  .... ?
- patrz, mam cale wiaderko klapsow...
- .... aaaaa.... kapsle zbierasz zosiu!!!
- no przeciez ci mowie! :)

wtorek, 30 sierpnia 2011

jestem dumna :)


z mojej malej-duzej zosi, z jej pasji - rysowania, malowania, wycinania, wydzierania, wyklejania...


za udzial w konkursie 'moje wakacyjne marzenie' dostala nawet nagrode :) choc bardziej chyba cieszyl ja fakt, ze pojechala na uroczystosc wreczenia nagrod w domu kultury, niz sama nagroda :)


jakie miala marzenia moja dziewczynka?


* zobaczyc zubra 
* pojechac pociagiem (spelnione!)
* miec kotka (moze kiedys ;) )
* zobaczyc ksiezniczke w wiezy (nierealne...) 

pozdrawiam i zycze spelnienia marzen, tych duzych i tych malenkich :)

piątek, 26 sierpnia 2011

zagadkowy swiat



od jakiegos czasu zosia zasypuje mnie pytaniami. wszytsko ja ciekawi.


- mamo, co tam rosnie?
- zyto.
- mamo, a po co takie zyto rosnie?
- z niego bedzie maka, a wiesz co z maki bedzie?
- wiem. nalesniki, i bulki i chleb...


:)


oczywiscie takie pytania sa proste, tak samo jak ulubiona seria zosi "gdzie robia?" - buty, plyty, cegly i tak dalej.


ale sa i powazniejsze... 


- a skad sie biora ludzie?
-... hmmm.... pamietasz, emilka byla w brzuszku, pojechalam do szpitala i pan doktor ja wyjal... (troszke zosie zbywam, majac nadzieje, ze jej to na razie wystarczy).
-  no tak mamo, pamietam. i ja tez bylam w brzuszku. ale ja pytam skad sie pierwsi ludzie wzieli na swiecie...


i przyznaje ze niekiedy zosia mnie powala, i brakuje mi slow...
- mamo, a czy kiedys to wszyscy ludzie poumieraja? nie bedzie nikogo? kiedy nikogo juz nie bedzie?
- mamo, a chmury skad sie wziely? kto je takie robi tam na niebie?

- mamo, a skad sie wziela bozia ?


pozdrowienia dla wszystkich podczytujacych od mojej ciekawskiej dziewczynki :)


wtorek, 23 sierpnia 2011

odlegle plany czterolatki

- mamo, ja bylam wczoraj u taty w pracy wiesz? a wiesz, ze tato pracuje w palacu?
- wiem :) /chodzi oczywiscie o stylowy budynek, ktory najwyrazniej zrobil na zosi niemale wrazenie :) /
- mamo, jak ja dorosne to tez bede w palacu pracowac, wiesz?
- tak? a moze ty bedziesz w palacu mieszkac zosiu?
- no... ja bede mieszkac w palacu. z kamilem. i bede zona. ale chce mieszkac i z mama i tata. i kamilem.

:)


dylematy matki spelnionej :)



Gdy moje dziewczynki byly niemowlakami bardzo chcialam, by ssaly smoczek. tak tak, naprawde chcialam. mimo tych wszytskich opinii, ze smoczek jest zly. ze ciezko dziecko odzwyczaic... ja mimo wszytsko widzialam wsrod znajomych dobrodziejstwo smoczkowe - dziecko ze smoczkiem na spacerze budzi sie, smoczek z buzi wypada, placz... smoczek do buzki mama wklada i dzieciaczek o ile nie zasnie ponownie, to przynajmniej sobie spokojnie polezy. podobnie w nocy. czyli typowy uspokajacz dla malucha.
niestety moje obie panny nie podzielaly najwyrazniej mego zdania na ten temat, bo obie na widok smoczka reagowaly odruchem wymiotnym. mimo naszych prob, podchodow -  nie i juz! fakt, zosi kilka razy zima buzie "zamknelam" wlasnie smoczkiem z obawa przed zimnym powietrzem. i tyle.
wiec gdy inne mamy spokojnie spacerowaly ze swoimi smoczkowymi maluszkami, u nas kazde przebudzenie na spacerze znaczylo tyle co "wrzask pod niebiosa" i moja ewakuacja w domowe zacisze.


i nagle emilka wsrod zabawek znalazla swoj smoczek (w zasadzie nowy) i wlozyla do buzi. smiech. i nasz i jej. i najwiekszy zosi - "emilentas ze smoczkieeeeemmmm!" :)
a "emilentas" zrobil nam niespodzianke i ze smoczkiem zasnal... w nocy proba odebrania zakonczyla sie placzem, wiec smoczek powedrowal znow na swoje miejsce. 
tym oto sposobem, moje marzenie o smoczkowym dziecku zostalo spelnione. tyle, ze troche za pozno. emilka ma bowiem prawie 15 miesiecy, wiec w takim wieku to ja juz bym dziecko od smoczka odzwyczajala raczej... nadszedl czas dylematow, bowiem emi rano wyjela smoczek tylko zeby zjesc kasze... schowac? zabrac? wyrzucic? czy pozwolic sie pocieszac, uspokajac, usypiac z nowym przyjacielem?


minal tydzien. sprawce znamy. zeby. moje mlodsze dziecko jest niemalze calkowicie uzebione -  wlasnie wychodza kly, cztery na raz. i z obserwacji widze, ze smoczek jej wlasnie pozwala " odreagowac" ten bol zabkowania. bo raz jest, raz nie. ssie... porzuca wsrod zabawek, po dwoch dniach znow ssie... raz usypia ze smoczkiem, raz odrzuca. ale smoczek jest obecny w naszym zyciu, tylko, ze "odswietnie" :)


tak czy inaczej, dzieci ze smoczkiem sa takimi grzecznymi, slodkimi dzidziusiami, prawda? :)






czwartek, 18 sierpnia 2011

jestem a jakby mnie nie bylo


wrocilam. to juz drugi tydzien z dziecmi w domu. niestety jeszcze nie doszlam do siebie, brzuch czasem boli, musze sie oszczedzac, wiec troche sie placze to do tesciow, to do kuzynki, zebym nie byla sama z ta dwojka maluchow. pewnie zosia by sie na mnie obrazila, ze tak pisze - bo ona juz prawie starszak :) jak przegladam zdjecia to jednak stwierdzam, ze moje dziewczynki bardzo podrosly :) wiec tradycyjnie - dla tych co lubie do mnie zagladac i ogladac moje dziewczyny - jedna z ostatnich fotek:






poniedziałek, 18 lipca 2011

po szpitalnej ciszy

mialam byc 7 dni, z nadzieja ze nawet po 5 wypisza... tymczasem spedzilam 2 tygodnie w szpitalu :( 
operacja ok, ale potem koszmar - infekcja, temp, meki okropne. byl strach, zlosc, placz, bezradnosc... ale wyzdrowialam. wrocilam do domu. dzis pojade do moich dziewczynek, bardzo za nimi tesknie...
nie chce opisywac szpitalnego koszmaru, chce o nim zapomniec.
chce skorzystac jeszcze z lata, ktore zaczelo mi nagle uciekac...


i nim zasypie znow zdjeciami zosiowo-emilkowymi, dla odmiany - kwiaty od meza :)

wtorek, 5 lipca 2011

a czas goni...

i nie znalazlam czasu by napisac kilka slow... teraz tez nie napisze, jutro rano mam sie stawic w szpitalu, na czwartek zaplanowana operacja.


z jednej strony chce juz to miec za soba, wiec czuje ulge na mysl, ze to juz....
z drugiej - jest nieopisany smutek i zal...


trzymajcie kciuki...

sobota, 25 czerwca 2011

zoska zdominowala mi bloga :)



cos mi sie wydaje... bowiem znow bedzie zosiowo :)


kladac sie spac wspominamy dzisiejszy dzien i atrakcje z festynu sportow ekstremalnych (czyli cos stworzonego chyba dla zoski wlasnie!) przy okazji mowi, ze trampolina tez fajna i ku memu zaskoczeniu:


- mamo, "pampolina" to cztery wiesz? tak dzielimy, wiedzialas? 'pam-po-li-na'  !!! :)
- a jak podzielimy zosie? - pytam z usmiechem wychodzac z zalozenia, ze moje madre dziecko sobie z tym bez problemu poradzi.
- tez na cztery!
- na cztery? dlaczego na cztery?
- nooo...  zobacz mamo: glowka, raczki, brzusio i nozki! wyszlo cztery prawda? :)


prawda zosiu... mama troszke niedomyslna, a moze i malo precycyjna w swoich pytaniach :)

czwartek, 23 czerwca 2011

zosiowych madrosci ciag dalszy...



przeczytalam zosi ksiazeczke o zwierzatkach, po czytaniu chce utrwalic nazwy zwierzat i ptakow, bo bylo ich naprawde duzo. zosia wymienia po kolei - co zapamietala - konik, krowa, pies, kot, wrona...


- zosiu, a kto mowil "ku-ku-ry-kuuu"... ?
- hmmm.... nie pamietam.
- pomysl, na pewno wiesz -zachecam.
- mysle... 
- (podpowiadam) kooooo....
- koooo... kokurka mamo???
- nie.... :)
- juz wiem!!! koziol!!!! :) :) :)


poniedziałek, 20 czerwca 2011

dzieciece postrzeganie piekna



kiedys zosia wrocila z przedszkola ze slowami "mamo, nie lubie ani, bo ona jest brzydka!"
zrobilo mi sie smutno. raz, ze zal bylo ani, dwa, ze wstyd, ze moje dziecko w ogole moglo cos takiego powiedziec /a kto wie, moze i tej dziewczynce nawet?/, trzy - ze musialam natychmiast interweniowac.
wzielam wiec zosie na kolana i staralam sie jakos wytlumaczyc, ze kazdy jest ladny na swoj sposob, ze nie ma brzydkich dziewczynek, ze byloby nudno i nieciekawie, gdyby kazdy wygladal tak samo... 
mialam jednoczesnie nadzieje, ze cos z tych moich "nauk" zosi w glowce pozostanie, i nigdy ani, czy tez innego dziecka nie urazi swoimi slowami...


tym wieksze bylo moje zdziwienie, gdy dzis zosia wrocila z przedszkola i w progu mnie zapytala:


- mamo, czy ja jestem cala brzydka?
- ???
- no powiedz, cala jestem brzydka?


znow zrobilo mi sie smutno. z tym, ze teraz role sie nieco odwrocily...


- nie, zosiu, cala jestes ladna. a nawet piekna - odparlam po chwili w jesczez wiekszym smutku, bo ujrzalam jak w zosiowych wielkich oczach zbieraja sie lzy...


- widzisz babko! wcale nie jestem brzydka! - rzucila zosia w stone mojej tesciowej, a ja zdebialam...


tak tak. babcia powiedziala zosi, ze jest brzydka. mama uczy, ze nie ma brzydkich dzieci, ze tak nie wolno nikomu mowic, a babcia mowi wnuczce, ze jest brzydka... :(
na dodatek probuje sie usprawiedliwiac: "ona powiedziala, ze ja jestem brzydka, ze dziadek tez,  to ja powiedzialam zosi, ze jest brzydka..."


zastanawiam sie kto tu jest dzieckiem?
i chyba zaczynam rozumiec myslenie zosi, dlaczego mowi, ze jedna babcia jest dobra, a druga nie. dlaczego pyta kiedy jedziemy do "dobrej babci", a na wiadomosc, ze mamy odwiedzic ta "zla" zaczyna wrzeszczec i wpada w zlosc... dlaczego na jedna babcie czeka w oknie, a gdy druga pojawia sie w drzwiach zos krzyczy: "idz sobie, nie zapraszalam ciebie!" :(


smutne.
tym smutniejsze, ze "zla babcia" na pewno mysli, ze to ja zosie nastawiam przeciwko niej...  :(


tak czy inaczej - brzydka moja zosia nie jest, szczegolnie jak sie zaczela stroic - korale, spineczki, bransoletki, klipsy, pierscionki... im wiecej tym lepiej, im bardziej blyszczy tym cenniejsze... :)


a dzis zapytala: "kiedy mi mamo kupisz no ten... to cos, zeby... palce pomalowac? i pomadke. bo patrycja ma pomadke. ja tez chce miec." :)


wtedy to juz w ogole bedzie piekna. cala calusienka :)

zakochana


- mamo... wiesz, ja sie zakochalam w babci stasi... :)
- tak? to mile. a w babci marysi tez?
- nie, babci marychy nie lubie.
- zosiu, nie mozna tak mowic. na pewno lubisz, moze choc troszeczke?
- noooo, moze tez sie zakochalam, ale tylko troche...

***
czytamy wieczorem juz w lozku, klade sie na chwile obok zosi, bo jak co wieczor prosi, by choc chwilke pospac razem z nia...
- mamo, kocham cie...
- ja tez cie kocham zosiu, bardzo.
- mamo... ale ja czasem jestem niegrzeczna... kochasz mnie i tak?
- kocham... :)

:)

fakt, jest. potrafi doprowadzic mnie do szalu, pozbawic resztki cierpliwosci. potrafi.
ale jak wyznaje milosc jest najukochanszym dzieckiem na swiecie, moja mala, cudowna dziewczynka...

sobota, 18 czerwca 2011

cyrk :)

jak bylam mala uwielbialam cyrk... pamietam te emocje, ktore towarzyszyly mi zawsze - na widok jadacych (niekonczacych sie) wagonow, wielkiego namiotu, kolejkach do cyrkowych kas... cyrk byl zawsze wielkim wydarzeniem i taki na zawsze pozostaje w mych wspomnieniach.

zosia od kilku dni chodzila podekscytowana i mowila tylko o jednym - o cyrku. dlaczego? z przedszkola przyniosla "bilet". ulotka informacyjna stala sie dla niej przepustka do tego fantastycznego swiata cyrku.
nie moglam wiec jej odmowic przyjemnosci, tym bardziej, ze sama bylam ciekawa co sie zmienilo przez... te 20 lat (o matko, czy ja naprawde tak dawno bylam w cyrku?).

zmienilo sie. bardzo. fakt, swiat sie zmienil. namiot wciaz taki wielki, nawet kolejka do kasy byla spora, ale sam pokaz juz nie zrobil na mnie wrazenia, prawie zadnego. no, moze jestem niesprawiedliwa - zawsze podziwialam akrobacje,wiec akrobacje byly ok. reszta jakas nijaka. zastanawiam sie czy to tylko TEN cyrk takie wywarl na mnie wrazenie? czy swiat tak sie zmienil, ze nawet mnie nie zachwyca juz cos co niegdys bylo prawdziwym rarytasem?

poza tym serce mi jeszcze sciska na wspomnienie malego tygryska, z ktorym panowie robili kazdemu (!!!) dziecku zdjecie, proponujac potem oczywiscie fotografie na pamiatke, za 25zl... biedny kociak... ale coz, biznes musi sie krecic :(

a zosia?
skakala z radosci i spiewala stojac do kasy, wchodzila do namiotu  z usmiechem od ucha do ucha... zrobila wielkie oczy gdy zaczely sie pokazy akrobacji... a po 15 minutach zapytala mnie z dziecieca szczeroscia "mamo, a kiedy bedzie ten cyrk?" :) a na moje "to wlasnie jest cyrk zosiu" juz z mniejszym entuzjazmem odparla "aha".

ale nie bede pisac, ze cyrk jej nie zainteresowal, bo owszem...
co chwila pojawiali sie nowi artysci na arenie i co chwila slyszalam zosiowe:
-"mamo, a jak ta pani ma na imie?"
- "mamo, a nazwisko jakie ma?"
- "mamo, a ten pan jak sie nazywa?"
- "mamo, a jakie ten pan ma nazwisko?

muzyka cyrkowa tez jej chyba sie podobala, bo co chwila sobie "tanczyla" i z wielkim zachwytem bila brawo - chyba wlasnie klaskanie z publicznoscia bylo dla niej fajna zabawa...

wiec chyba jestem niesprawiedliwa. cyrk nie jest taki zly. to ja sie po prostu postarzalam...

czwartek, 16 czerwca 2011

kilka dni temu i wczoraj :)

probuje usypiac emilke, kiedy z tego spokoju i zamyslenia wyrywa mnie telefon:
- jola co chcesz?
- ???? co chce?
- no tak, co ci kupic?
- hmmm... (dzwoni tesciowa, wiec pierwsze o czym mysle, to ze moze do nas  idzie /dziwne, ze bez uprzedzenia/ i ze chce mi zrobic zakupy /jeszcze dziwniejsze.)
- no co ci kupic? masz imieniny to co chcesz?

:) aha, mam imieniny! w zasadzie mialam juz, wczoraj. zupelnie zapomnialam, ze bede je miec. naprawde!

tak czy inaczej, dzien byl mily, inny pozytywnie.
rano w biegu z emilka i zosia do przedszkola, ostatni dzien oplat za przedszkole, a ja sierota zapomnialam pieniedzy. przedszkole blisko, ale nie wzielam wozka, wiec z emilka na rekach tam-tu-tam i znow tu. po drodze zaliczylysmy obowiazkowo hustawke przed blokiem, dwa razy nawet.
w miedzyczasie wetknelam w mala raczke rocznej emilki, rownie maly bukiecik ogrodowych gozdzikow, ktory to zaniosla znajomej pani z pobliskiego kiosku, bo pani tez jola :) miala byc niespodzianka, i mialo byc milo. bylo :) choc emi zaniesc zaniosla, w okienko wlozyla ten bukiecik, ale oddac juz niekoniecznie chciala. ostatecznie jednak kwiatki trafily do pani joli, troszke polamane, no ale takie wlasnie jak od malych dzieci powinny byc :) poza tym pani jola na pewno to doskonale rozumie, bo ma pol roku starsze... trojaczki :)
sama nie wiem jak to sie stalo, ze choc wszytsko bylo o krok -bo i przedszkole, hustawka i kiosk - te wedrowki zajely nam prawie 2 godziny! wracam wiec zmeczona (bo przypomne, ze emilka ciagle na rekach  -mialo byc na chwile!) i uswiadamiam sobie ze ja przeciez sniadania dzis nie jadlam, jescze...
wchodze, sadzam emi na podlodze i slysze pukanie... :) sasiadka magda :) a przed nia... talerzyk z placuszkami i chlodnik :) aaaaaaa!!!!! :) poczulam sie jakbym dostala sniadanie do lozka :) taki prezent jest duzo lepszy od kwiatow, zapewniam! :)

potem jeszcze dostalam kolejna niespodzianke /pan listonosz posredniczyl/ - tajemnicza plyte, ktora okazala sie plyta z rosyjskimi teledyskami... :) podpasowaly nie tylko mi, ale i moim dziewczynkom - emilce nawet do usypiania, zosi do tanczenia oczywiscie :)

rodzinnie wybralismy sie na pizze, a wracajac spotkalismy kolege zosi z przedszkola, z ktorym zosia sie tak wysmienicie bawila, ze... zsikala sie w majtki :)
jak to pozniej sama stwierdzila "alez bylo mamo fajnie i wesolo, az z tej radosci i smiechu nasikalam!" :)
emilka nie byla gorsza- wrocila co prawda nie zasikana, ale usmarowana czekolada (??? skad?), oblana sokiem, w czarnych spodniach i o takowych dloniach, bo nie wiedziec czemu postanowila raczkowac po chodniku, zamiast isc za raczke, badz jechac w wozku...

tak czy inaczej dzien uwazam za udany. mimo, ze moj czas na zastanowienie minal, a ja zapomnialam nawet dac znac tesciowej "co chce" ... niedobra ze mnie synowa, chyba.

wtorek, 14 czerwca 2011

zmartwien ciag dalszy

jak ja bym chciala napisac post pelen radosci i szczescia bijacego wprost ze srodka serca... ale jak?
zosia po kolejnej wizycie u laryngologa, badania sluchu nie wyszly dobrze. ma skierowanie na zabiegi /bo ma plyn w uszach i chyba przez to uszkodzona trabke czy cos - dokladnie nawet nie wiem, tak to jest jak tatus idzie z dzieckiem do lekarza :( /
mimo wszystko staram sie wierzyc, ze po tych zabiegach uslyszymy, ze jest poprawa, ze to tylko nastepstwo przebytych chorob, a nie cos powazniejszego.
poki co jak to w zyciu /a raczej w naszej polskiej rzeczywistosci/ staramy sie zalatwic wczesniejszy termin zabiegow, a nie ten proponowany - za miesiac :(


moja biedna, mala dziewczynka...



niedziela, 12 czerwca 2011

przyjecie w kuchni

nasza zosia to niejadek. szczegolny niejadek miesa i wsyztskiego co z miesem sie kojarzy...
chcac ja jakos zachecic do zjedzenia normalnej kanapki /a nie bulki/chleba z maslem/ postanowilam urzadzic "przyjecie"... postawilam na stole wazon z kwiatami, ustawilam kolorowe talerzyki, kubeczki... na talerzach oczywiscie wedlina, ser, warzywa... i bawimy sie w to przyjecie, chce dac zosi ta przyjemnosc - robienie samodzielnie kanapki - jakiej chce, z czym chce...


w pewnym momencie zoska mowi:
- mamo,,, fajne to przyjecie. ale wiesz co, pobawimy sie tak, ze ty bedziesz PANI PRZYJECIOWA, a ja bede dziecko, dobra?
- dobra :)
-no to pani przyjeciowa daj mi wody co?


:)


p.s. kanapke z wedlina zjadla, uff... :)

piątek, 10 czerwca 2011

to juz rok


smutno mi, nijako... zamiast sie cieszyc, swietowac - chce mi sie plakac... sama nie wiem dlaczego? czy na wspomnienie tego koszmaru sprzed roku? czy przez mysli o tej mojej cholernej operacji?

i ciagle mam poczucie, ze emilka jest ta gorsza coreczka, ta poszkodowana, ktorej nawet organizowac urodzin mi sie nie chce...

nie chce tu smucic, wiec koncze na dzis pisanie...
pokaze oczywiscie moja mala-duza dziewczyneczke i wroce jutro - mam nadzieje z lepszym nastrojem...








czwartek, 9 czerwca 2011

wspomnienia

w ostatni weekend bylismy z dziewczynkami u mojej mamy. zawsze to jakies oderwanie sie od codziennosci, zlapanie puszczanskiego oddechu (och jakie tam inne powietrze!) i powrot do wspomnien...
wystarczylo 10 minut, by znalezc w piwnicy skarby mego dziecinstwa - ulubione ksiazeczki :) ksiazeczki, ktore teraz z przyjemnoscia poczytam mojej zosce - bo emilka poki co woli jednak gniesc, rwac - a zosia jak tylko widzi jakas ksiazke w moich dloniach juz siedzi obok :)

oczywiscie przyciagnelam tego cala torbe, a tu tylko mala kropelka w morzu... 
moj hit to ksiazeczka o szaraczku, pamietam, ze ja uwielbialam.
zdziwilo mnie tez, ze tyle mam ksiazeczek rosyjskich i angielskich... o ile rosyjskie pewnie rodzice mi czytali (a potem i sama przeciez), o tyle nie mam pojecia skad sie wziely te angielskie? :)

no i jeszcze maly urywek rymow dzieciecych:

'Kolysanka lalek'

U naszego synka
nieba okruszynka,
u naszej córeczki
z gwiazdek pacioreczki,
turkusowe krążki,
nizane na wstążki,
serce rubinowe
obojgu pod glowę.






piątek, 3 czerwca 2011

boje sie...

ciagle jestem w szoku... tydzien temu, oczywiscie nie spodziewajac sie w ogole, uslyszalam od lekarza "to guz, duzy 9cm, do interwencji chirurgicznej..." caly zeszly weekend zastanawialam sie co robic - bo lekarz zasugerowal, ze moge juz we wtorek klasc sie do szpitala, w czwartek operacja...
po wielu rozterkach, jednak odlozylismy ja na lipiec. glownie ze wzgledu na emilke - karmie jeszcze piersia, wiec trudne to i dla mnie i dla niej tak w dwa dni zabrac i cyca i mame. mam nadzieje, ze jakos uda sie mniej bolesnie skonczyc to karmienie...
do dzis jescze wydaje mi sie, ze to wsyztsko to jakis zly sen, ze jakis zart, ze nie dotyczy mnie...
niestety, jak najbardziej dotyczy mnie i moich bliskich,,, probujemy wiec wszystsko w miare sensownie zorganizowac, glownie opieke dla dziewczynek na czas pobytu w szpitalu - dla mnie to AZ 10 dni - a takze pomoc pozniej, bo jak zostalam poinformowana wracac do siebie bede kilka tygodni i nie ma szans, bym normalnie zajmowala sie domem i dziecmi...

nie ukrywam, ze sie boje. nawet bardzo...
to takie trudne nosic w sobie ten strach, odganiac lzy, a jednoczesnie usmiechac sie do dzieci, udawac, ze wszytsko jest ok...

niedziela, 29 maja 2011

fajnie miec 4 latka

no, juz prawie cztery :) zosia od jakiegos czasu wciaz powtarza, ze jest juz starszakiem, a nie maluchem /karaluchem/, ze niedlugo urodziny, codziennie pakuje roznosci w torebki prezentowe, kaze sobie spiewac sto lat i dawac (przygotowane przez nia) prezenty...
jednak jeszcze troszke poczeka na ten dzien i nie wiem jak to zniesie, ze emilka urodziny swietuje przed nia...

a moja mala, wieksza dziewczynka juz taka duza i madra...

dzis rano bawila sie z tatusiem w szkole. bylo idealnie - do "szkoly" przyszla z plecakiem, usiadla "w lawce"... jest oczywiscie tablica, po ktorej pisze tata nauczyciel...

zosia czyta literki /zna wszystkie/:

- T...A...T...A...
- dobrze zosiu, to co tu jest napisane?
- babcia stasia! - odpowiada rezolutnie zoska...

chyba do nastepnej klasy nie zdala ;)


poniedziałek, 23 maja 2011

gdzie tak goni czas?


niekiedy to juz tchu nie mozna zlapac, dzien mija za dniem, tydzien za tygodniem...
kazdego dnia mysle sobie "jutro zrobie to czy tamto..." i nim sie obejrze, wlasnie jutro mija...

po raz kolejny - zawiodlam :( obiecalam znajomej kartki na dzien matki i dzien matki nagle JUZ a kartek nie ma :( co gorsza - uswiadamiam sobie, ze nawet mojej mamie takowej karteczki pewnie nie zrobie... bo niby kiedy?
ech. szalone to zycie, kiedys chyba tak nie bylo...

poki co pokazuje moja mala panne, ktora o dziwo tak urosla :) rany, kiedy ona tak urosla?


czwartek, 12 maja 2011

jestem...


choc czasem dziwie sie, ze jeszcze zyje...
bylo ciezko i... jest ciezko :( ale w telegraficznym skrocie.
po 8 miesiacach meczarni (bo druga ciaza - w porownaniu z Zosiowa - meczarnia wlasnie byla) pojawila sie na swiecie Emilka. tak tak, po osmiu... urodzila sie niespodziewanie, wczesniej niz wszyscy oczekiwali, w innym miescie... bylo zagrozenie dla mnie i malej, wiec nikt nie chcial czekac.

i oto jest, tutaj nasza tygodniowa dziewczynka (ur.10 czerwca 2010r), wyczekiwana siostrzyczka, zupelnie niepodobna do starszej, nawet sklonna jestem rzec - taka jak 'nienasza' (duza i kudlata) :


i choc trudno mi uwierzyc, za miesiac nasza panienka skonczy juz roczek :)
czas leci nieublagalnie, czasem mysle, ze to dobrze, czasem mam ochote plakac, jak nad rozlanym mlekiem...

nie bede pisac o koszmarze porodu i kolejnych tygodniach i miesiacach kiedy to nie dzialo sie dobrze, ba nawet srednio. bo bylo zle. a niekiedy i gorzej niz zle...
najwazniejsze ze Emilka rosnie zdrowo i mimo poczatkowego stresu i strachu wszytsko z nia jest ok...